czwartek, 15 marca 2012

O co mi chodzi, po co i dlaczego

Nie wiem, czy to frustracja zmieszana z rozbuchanymi aspiracjami, czy ekshibicjonistyczna chęć pokazania, że da się inaczej.

O co mi chodzi? Wydaje mi się, że są nas tysiące - dziewczyn, dla których kawałek brzydkiej firanki za dwie stówki to szaleństwo, Anja Rubik wygląda na zabiedzoną, a tangerine tango to bladopomarańczowy. Czy da się przetrwać w tym okrutnym świecie nosząc rozmiar 38, jeżdżąc na wakacje do Koziej Wólki i nie będąc spokrewnioną z żadnym politykiem? Nie wiem, na razie próbuję. Pogodziłam się z tym, że jestem PRZECIĘTNA i że otacza mnie mnóstwo PRZECIĘTNYCH ludzi - nie jesteśmy zajebiści, nie płynie w nas błękitna krew, nie mamy siedmiu par okularów Dolce&Gabbana, ba, nawet Ray Banów nie mamy. Nie dają nam aparatów, nie jeździmy na ferie zimowe do Nowego Jorku. Czy jesteśmy nieciekawi? Pewnie tak, ale musimy z tym żyć.

Po co? Może ktoś tu kiedyś wpadnie i zobaczy, że można przeżyć za minimalną nie wyglądając jak bezdomny (chyba, że się lubi), nie jedząc przy tym ziemniaków z kefirem (chyba, że się lubi), wynajmując mieszkanie (chyba, że się nie musi) i nie zmieniając się przy tym w warzywo. Ba, będąc szczęśliwym (jakkolwiek trudno w to uwierzyć).

Dlaczego? Jak już wspomniałam, wrodzona skłonność do ekshibicjonizmu i po trosze frustracja. Czy zazdroszczę tym, którzy mają po co koczować pod H&M w dniu premiery projektanckiej kolekcji, bo 300zł za dwie pary majtek to dla nich pierdnięcie? No jasne. Czy zaburza to mój zdrowy rozsądek i spojrzenie na rzeczywistość? Nie. Czy uważam, że konsumpcja daje szczęście? Nie, co nie zmienia faktu, że LUBIĘ konsumować. Lubię ładne rzeczy, lubię dobre jedzenie, lubię podróżować.

Dobra, trochę czasem będę przesadzała z tą minimalną - tak naprawdę uważam, że nie da się przeżyć będąc singlem i zarabiając 1111zł na rękę. Ja nawet nie pracuję (przeważnie) - nie zmienia to jednak faktu, że ubrania z Bennetonu pozostają w sferze marzeń, a na podkład z Lancome stać mnie będzie po trzydziestce.

Staram się nie używać zbędnych makaronizmów, ale ten mi pasuje najbardziej - chodzi mi o blog lifestyle'owy: gdzie byłam, co kupiłam, co przeczytałam lub obejrzałam, jaki obiad ugotowałam - w wersji budżetowej, na którą stać prawie każdego. Że się da.


4 komentarze:

  1. Zapowiada sie ciekawy blog :) Czekam na wiecej ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Twoje słowa, odkrywają smutną, ale prawdziwą rzeczywistość, czekam na więcej.

    OdpowiedzUsuń
  3. jestes genialna, bez kitu...

    OdpowiedzUsuń