Ostatnie dni mijają mi pod znakiem niechcemiesie. Polega to na tym, że z zaplanowanych rzeczy robię 30%, a pozostałe odkładam na jutrosiezrobi. W 30% nie zawierają się żadne zdjęcia (zwłaszcza smalcu, który, nota bene, wyszedł zajebisty), sprzątanie w szafie, robienie kreatywnych obiadów (chociaż pora sprzyja, bo gotuję je mniej-więcej na 23:00), spotykanie się z kimkolwiek i jeszcze masa rzeczy, które by się przydały.
Z rzeczy za minimalną: muszę wyczarować 300zł na dopłatę do prądu za zimę i znaleźć mieszkanie, które ma więcej niż 10m2, nie jest zagrzybione, nie leży na zadupiu i mieści się w zaplanowanym budżecie, bo w Dziupli zamarzniemy zimą - rozstanie będzie trudne i ciężkie, bo będę tęsknić za pralkową telewizją, dziwną muzyką do drugiej w nocy i brakiem miejsca na naczynia... Trzymaj kciuki kto może, bo jutro oglądam dwie nowe skryjdy na koty, w tym jedną stanowczo bardziej hardcore'ową - CZTERNAŚCIE METRÓW! Wygląda genialnie na zdjęciach, ale bez wizji lokalnej to se ne da. Jeśli się na nie zdecydujemy, to pewnie zostanie nowym hitem na blogasku, serio. Też ma antresolę. I to taką z barierką! Odkryjemy nowe oblicze luksusu!
Żeby nie było zbyt łyso: sto lat za Murzynami foto z serii "łots in maj beg"
to powodzenia jutro :)
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki :)
OdpowiedzUsuńej.. natchnęłaś mnie na postunia "łots in mej beg" ;D... powodzenia z mieszkaniem... my jak się wyrwiemy z marazmu "jutrosięzrobi", to może znajdziemy sobie jakieś tańsze, w budynku z windą, albo na parterze, albo z klatką schodową szerszą niż niecały metr ;/
OdpowiedzUsuńGdy wchodzę na Twoje bloga, to wiem, że nie będzie "normalnie" ;)
OdpowiedzUsuńPowodzenia jutro! (dzisiaj właściwie)
Powodzenia!
OdpowiedzUsuń14 metrów kwadratowych ♥
OdpowiedzUsuń